W Chinach odwiedziłem już kilka parków narodowych i za każdym razem mam wrażenie, że nie są one stworzone, jak w Europie czy nawet Japonii i Korei, aby umożliwić obcowanie z nietkniętą ludzką ręką przyrodą, tylko przede wszystkim żeby nieźle na tym zarobić. Zwykle nie lubię ani pisać, ani mówić o pieniądzach, ale tym razem aby nie być gołosłownym, na przykładzie Parku Narodowego Yùlóng Xuěshān [czyt.: Julong Siueszan] (Park Narodowy Śnieżnej Góry Nefrytowego Smoka), opowiem jak to wygląda.
Do parku turyści zazwyczaj trafiają z miasta Lijiang [czyt.: Lidziang], najczęściej zorganizowanymi wycieczkami, ale można wziąć za równowartość kilku złotych lokalny autobus, który dojeżdża aż pod samo centrum obsługi turystów w parku narodowym. Mijając granicę parku do autobusu wsiada dwójka jego pracowników, którzy pobierają opłatę za wejście do parku. Pomyślicie: cóż w tym dziwnego? Tak samo jest np. w Tatrzańskim Parku Narodowym. Tyle, że w TPN płacimy 5 zł, a tutaj ok. 55 zł. I to nie koniec opłat. Z centrum obsługi turystów można udać się w kilka miejsc, ale za każdym razem trzeba znów wykupić bilet, tym razem na kolejny przejazd, a jeśli w danym miejscu jest kolejka linowa, to jeszcze na nią. Znów, nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że naprawdę trzeba stanąć na wyżyny swoich umiejętności negocjacyjnych, aby przekonać Chińczyków, że na górę to my wejdziemy pieszo i nie chcemy kolejki linowej. Przy okazji zauważymy chińskich turystów, którzy wydawszy i tak już spore pieniądze, kolejne juany przepuszczają na wypożyczenie puchowych kurtek (ok. 30 zł) i pojemniki z tlenem (ok. 40 zł). Ach, jest jeszcze jedna grupa odwiedzających park narodowy: to młode pary, w zasadzie to setki młodych par, które na tle gór robią sobie przedślubne sesje zdjęciowe.
A teraz sztuczka, jak pozbyć się tych tłumów. Oficjalne szlaki są przygotowane tak, aby chiński turysta, ani się na nich nie ubrudził, ani nie zmęczył, ani też przez przypadek nie zszedł ze ścieżki. Zazwyczaj są to więc zabezpieczone poręczami (nawet na równym terenie) trasy, z wybudowanymi na skosach schodami, a na terenach błotnistych podestami. I zawsze z licznymi tablicami w stylu: „nie schodź ze szlaku – zaatakuje cię pijawka lub bydło”. Nie należy się tym przejmować: jeśli poza wyznaczonym szlakiem widać nawet małą ścieżkę, można wyjść poza barierkę. Po kilkuset metrach okaże się, o czym poinformuje nas odpowiednia tablica, że jesteśmy na szlaku, idziemy w dobrą stronę itd. Ciekawe jest to, że tych pustych od turystów szlaków nie ma na oficjalnych mapach.
W Parku Narodowym Śnieżnej Góry Nefrytowego Smoka wybrałem najrzadziej uczęszczaną trasę, biegnącą przez Máoniúpíng (Łąkę Jaków). Autobus podwozi na parking pod dolną stację kolejki linowej (w parku są trzy kolejki, ta jest najbardziej oddalona od centrum obsługi turystów). 99,9% turystów wybiera wjazd i zjazd kolejką, ale można również wjechać kolejką, a zejść szlakiem lub odwrotnie. Początek tego dwukilometrowego podejścia nie ma oznaczeń, ale na mapie satelitarnej wyraźnie widać ścieżkę wchodzącą w las na łuku drogi, ok. 200 m poniżej parkingu. Pokonujemy różnicę poziomów od 3180 mnpm do 3600 mnpm, podchodzić należy więc w tempie poniżej swoich możliwości kondycyjnych, aby nie nabawić się choroby wysokościowej. Różnorodność otaczającej roślinności zdecydowanie pomaga w tym niespiesznym spacerze. Jednym z wyróżniających się gatunków jest modrzew chiński (Larix potaninii Batalin), ze względu na jasne zabarwienie liści (igieł) i charakterystyczne wężowate młode przyrosty. Lista gatunków jest oczywiście znacznie dłuższa. Znajdziemy tu po kilka gatunków różaneczników, brzóz, sosen, jodeł, świerków, jarzębów, dębów, klonów i wielu innych. W drugiej połowie podejścia ścieżka przechodzi pod wyciągiem, aby kilkaset metrów dalej wyjść na Łąkę Jaków, które rzeczywiście można tam spotkać, ale to już zupełnie inna historia.
Zadziwiające jest to, że modrzew chiński został opisany dopiero w roku 1894. Jest on bardzo popularnym drzewem na obszarze swojego występowania. Jego łacińska nazwa honoruje rosyjskiego botanika Grigorija Potanina, który rok wcześniej (1893) zebrał materiał, na podstawie którego dokonano opisania gatunku. W okolicach Lijiang występują egzemplarze o dłuższych niż przeciętnie szyszkach (do 9 cm, wobec 5,5 cm dla typu). Niektórzy botanicy wyróżnili więc odmianę Larix potaninii var. macrocarpa. Modrzew chiński może być z powodzeniem uprawiany w Polsce ponieważ odporny jest do 5 strefy mrozoodporności USDA. Ważne jest jednak, aby nie była to odmiana himalajska (Larix potaninii var. himalaica), która odporna jest wyłącznie do 7 strefy USDA.