Samochód, kilkadziesiąt minut (plus nieokreślona bliżej liczba serpentyn) – tyle wystarczy, aby ze śródziemnomorskiej sielanki przenieść się w inny świat. Świat zdominowany przez czerń i biel: czerń wulkanicznych popiołów i biel brzozowych pni. A wszystko to skąpane w przewalających się po zboczach wulkanu mgłach. Taki właśnie widok zastaliśmy pewnego kwietniowego popołudnia wysiadając z samochodu na opustoszałym parkingu przy Rifugio Salvatore Citelli (1738 mnpm). I pomyśleć, że jeszcze tego samego dnia przechadzaliśmy się wśród papirusów Fonte Ciane:
Od razu w oczy rzuca się biel etneńskich brzóz. Nawet na bardzo starych egzemplarzach pnie nie są tak popękane jak u naszych brzóz brodawkowatych. Warto się temu przyjrzeć – wyruszamy na szlak. Pierwszy etap to niezbyt strome podejście brzozowym lasem do wys. ok. 1850 mnpm. Z każdym przebytym metrem widać jak zmiana wysokości ma wpływ na brzozy – są coraz niższe i powyżej 1800 mnpm można w zasadzie mówić nie tyle o drzewach, a o wielopniowych krzewach. Przyglądam się bliżej i mam wrażenie, że przetchlinki są zdecydowanie dłuższe niż u naszych brzóz.
Lasek się przerzedza i od tego momentu trawersujemy zbocze. Coraz rzadsze brzozy ustępują miejsca popiołom i kępom, żółtych o tej porze roku, traw i porostów. Widok, mimo swojej surowości, jest przepiękny. Niestety z każdą minutą pogoda się pogarsza. Po pół godzinie decydujemy się na zejście do schroniska, aby uciec przed nadchodzącą burzą. Tak to bywa w górach. Na dodatek nie udało mi się nigdzie dojrzeć owocostanów brzóz. To jednak nie koniec historii.
Przez dłuższy czas byłem pewien, że oglądane przeze mnie na zboczach Etny brzozy są endemicznym gatunkiem. Jakież było moje zdziwienie, gdy zajrzałem do nowo zakupionej książki Kennetha Ashburnera i Hugh A. McAllistera The Genus Betula (wybitni botanicy, wybitna praca – nie tylko dla profesjonalistów). Autorzy odrzucają koncepcję brzozy etneńskiej jako samodzielnego gatunku, czy nawet odmiany lub podgatunku. Podobnie jak w wypadku brzozy ojcowskiej i tzw. brzozy ciemnej – to wszystko jeden i ten sam gatunek: brzoza brodawkowata. Napisałem do Hugh McAllistera z infantylnym pytaniem „dlaczego?”. Wyjaśnił mi, że w swoim arboretum nie zauważył różnicy między brzozą z Etny, a brzozą brodawkowatą. Czyżby więc o wyjątkowych cechach sycylijskiej brzozy decydowały jedynie warunki siedliskowe? Niestety, sam o tym na razie się nie przekonam.